< > wszystkie blogi

Wiśniówka

10 grudnia 2023
Wiśnia jest wiśnia - witaminy przede wszystkim ma; wypijasz takie dwie i masz komplet. A witamina jest podstawą człowieka...
Mocna i intensywnie wiśniowa z wyraźnym posmakiem pestki. Ma jedynie 4 składniki:
1. wiśnie - jak najdolrzalsze, na krawędzi zepsucia
2. spirytus (lub coś lepszego)
3. cukier
4. czas...
Proporcje są określone naturą i kondycją wiśni. Gotowy produkt można zmieszać z brandy lub koniakiem - powstaje cherry brandy, można dodać rumu - też wzbogaca smak. Dodatku coli nie próbowałem, ale jestem absolutnym przeciwnikiem mieszania alkoholu z mydlinami. Każdego, może prócz Vistuli.
Zbieram wiśnie zostawione do tego celu na gałęzi, tydzień po produkcji soku i kompotu (zwykle jest to druga połowa lipca). Lekko opłukuję, NIE DRYLUJĘ! Pozbywanie się pestek jest zbrodnią!
Wiśnie umieszczam w słoju, zalewam spirytusem do przykrycia owoców z lekkim naddatkiem (piją, france). Trzymam jakieś 2 - 3 tygodnie, pilnując poziomu alkoholu, który w razie potrzeby uzupełniam. Odlewam nalew spirytusowy do gąsiorka pojemności jakieś 2 razy większej i trzymam w ciemnościach i chłodzie (piwniczka).
Wiśnie stopniowo zasypuję cukrem. Białym cukrem. Nie daję zbyt wiele cukru na raz, pozwalam mu wyciągnąć z wiśni sok i wypity alkohol. Trzymam to w cieple i słońcu i często mieszam - potrząsam. Kilka razy odlewam otrzymany sok do nalewu spirytusowego i dosypuję cukru.
Robię tak do momentu, aż wiśnie przestają puszczać sok i stają się pestką obciągnietą pofałdowaną skórką, co zwykle następuje w okolicach początku listopada. Wymieszane nastawy (spirytusowy i cukrowy) muszą się przegryźć. Miesiąc, półtora to absolutne minimum; najlepiej czekać do świąt. Czas, jak zwykle, powoduje poprawę smaku.
Jestem w momencie testowania tegorocznej produkcji - dolałem na 15 litrów butelkę 80% rumu, wyszła mniamuśna. Jak co roku. Zdrówko!
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi