Pusta sala kinowa. Trzask szpulowego projektora. Dwadzieścia cztery klatki filmowej taśmy na sekundę; uśmiech zza światów nieżyjącego przyjaciela. Z precyzją chirurgicznego lancetu ocenzurowane ręką poczciwego kinooperatora Alfredo wyblakłe kadry starych filmów. Twarz małego Toto po latach i odbite w niej obrazy celuloidowych pocałunków jak wspomnienie pięknej Eleny. Tyle, nic poza. Całe życie w mgnieniu oka, dalej już tylko krystaliczne łzy. Finał dojmującej opowieści o dojrzewaniu do przyjaźni, miłości, do przemijania. Dlaczego o tym piszę? Bo tak, bo mam powód.
Czytaj dalej >>
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą