Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CCI

26 694  
63   1  
Kliknij i  zobacz więcej!U kolegi sąsiada różne rzeczy można wyczyniać. Skuter to także zło. No, ale dziś Laska przebija wszystkich.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

U KOLEGI

Lat miałam wtedy może 8, były wakacje, potwornie się nudziłam, więc zaczęłam chodzić do kolegi, mieszkającego 500 metrów dalej. Kolega miał jeszcze młodszego brata i starszą siostrę oraz duże podwórko i głęboki, pusty silos (takie betonowe, długie coś wkopane w ziemię). Do owego silosu wejść było bardzo łatwo, po starej, drewnianej drabince. No to weszliśmy we czwórkę, chwilę tam pochodziliśmy, a potem chcemy wyjść. Ale, żeby było ciekawiej, odstawiliśmy drabinkę na bok i umówiliśmy się, że wyskakujemy z silosu. Dziura do wychodzenia była położona tak wysoko, że musiałam na placach stawać, aby jej dotknąć.Pierwsza skoczyła najstarsza z nas - rozpęd, podskok i łapanie się śliskiego kamienia, tak, żeby wydrapać się na górę. Ja, biedna zostałam na koniec.
Biorę oddech, zaczynam biec. Udało mi się za trzecim podejściem. Przy pierwszym do krwi połamałam paznokcie, przy drugim rozwaliłam łokieć i kolano, przy trzecim zdarłam do krwi skórę na brzuchu. Ale było ciekawie.
Inna sytuacja, u tego samego kolegi. Obok jego domu było bardzo dużo kamieni na takiej długiej, polnej drodze. Ścigaliśmy się na rowerach. Ja oczywiście na moim różowym składaku. No to pędzimy. Szybko, szybko, szybciej! Krzysiek mnie wymija, to ja kręcę jeszcze bardziej. Aż w pewnym momencie noga ześlizgnęła mi się z pedała, spanikowana puściłam kierownicę, poleciałam na kamienie (wyminęłam rower), rower zahaczył o nogę, a potem ją przygniótł. Skończyło się na rozwalonych obu kolanach i łokciach oraz krwawiącej brodzie.

by shevaa @

* * * * *

SKUTEROWE SZALEŃSTWO

Za łebka śmigało się w wakacje nad wodę z kolegami skuterami. Kolegów mam różnych, zaczynając od w miarę entelegentnych, kończąc na tych, którzy z inteligencją mają mało wspólnego. To tak tytułem wstępu. Historia właściwa:
Ja z kumpelą i kumplem wybraliśmy się motorkami nad zalew, koleżanka swoim, a ja zasiadłam za kolegą. Nad wodą spotkaliśmy mojego (już) ex z kolegą, po naradach postanowiliśmy skoczyć po jakiś prowiant. Sklep był niedaleko, ale lenie z nas, więc ex z kolegą jechali jednym skuterem, a ja z kolegą za nimi drugim. Nie braliśmy kasków "no bo po kiego grzyba". Jadąc ok. 70km/h po prostej i równej (!) drodze, kolega jadący przed nami po prostu się zatrzymał. Tak o, w sekundę dał po hamulach i stanął w miejscu. Ja z Boryną (kolegą) z pełnym impetem wpierdzieliłam się w tył pierwszego pojazdu i wyleciałam koło metra w górę i upadłam, podniosłam głowę, strach jak cholera, patrzę, a ex z kolegą siedzą na skuterze, nic im nie jest, ale są w szoku i nawet się nie ruszyli. Po obejrzeniu się dookoła, wstałam, zauważyłam stojącego Borynę, wyjęłam mu z boku jakiś plastik, który mu się wbił. Po prostu istna masakra na pierwszy rzut oka. A serio? Skuterom praktycznie nic się nie stało (?!), my w sumie w całości, Boryna opatrzony przez mojego tatę (nie wiem skąd on się tam wziął!), mnie została tylko dziurka koło kolana (po czym? nie wiem, wiem, że bolało później). Dopiero po jakimś czasie sprzątania plastików zauważyliśmy, że gdyby Boryna upadł kilka cm dalej, wpadłby głową centralnie w potłuczoną butelkę po "Czerwonej Kartce". Wrażenia bezcenne, kask podczas jazdy motorem - od tamtej pory - zawsze na głowie! A kolega dlaczego się zatrzymał - do tej pory nie umie wyjaśnić.

by policjantka997

* * * * *

PIERWSZY BIZNES

Jako wybitne dziecko i urodzony przedsiębiorca mając lat około 3 i będąc na wakacjach na wsi, postanowiłem pobierać myto za przejście furtką. Pierwsi klienci zaliczeni, wszystko idzie jak po maśle i natrafiła się kuzynka, której niespecjalnie spodobało się płacenie za wejście na teren własnej posiadłości. Po krótkich negocjacjach ją przepuściłem, co nie zmienia faktu, że trzasnęła furtką na tyle skutecznie, żeby odciąć mi kawałek palca. Z tego co pamiętam nie bolało, bardziej intrygował mnie widok części ciała trzymającej się na małym skrawku skóry i widok kości, pierwszy, ale nie ostatni w mojej karierze. Udałem się z ową ciekawostką i dopiero się zaczęło. Krzyk, płacz i zgrzytanie zębów. Naprawa palca metodą chałupniczą, dzięki czemu palec jest nieco dłuższy, a i paznokieć jakby większy.

ZIMA W MIEŚCIE

Jako że do nart nigdy mnie nie ciągnęło, a i rodzice jakoś nie motywowali, większość zim, będąc w podstawówce, spędziłem na tak zwanej akcji "Zima w mieście". Generalizując - mnóstwo zwiedzania muzeów, kina, baseny itd. Akcja właściwa. Po kolejnej atrakcji przyszedł czas na spędzenie dwóch, trzech godzin w oczekiwaniu na rodziców, tudzież babcię. Na ogół była to gra w ping ponga lub inne planszówki. Hitem sezonu była wtedy gra w podcinanki, byłem jednym z lepszych, bo cały czas się przemieszczałem zamiast stać i dawało to niezłe efekty. Przy okazji kolejnego uniku, doznałem solidnego urazu. Zdążyłem już podskoczyć, ale siła rozpędu konkurenta rzuciła mnie głową prosto na granitowy parapet. Efektem był wielki guz, a co najciekawsze, na tym się nie kończy ta historia. Świadkiem była pani opiekunka, po krótkiej serii pytań: Nic ci nie jest? Kręci ci się w głowie? Jest ci niedobrze? i moich twierdzących odpowiedziach (!!!) przystała na moją propozycje, że to ja może pójdę do domu, bo mam niedaleko, a tata zaraz będzie. Zataczając się lekko doszedłem do bloku i już pod klatką, widząc ojca, zemdlałem i poprawiłem stan mojej głowy drugim uderzeniem, tym razem o betonowe schody. Po ocknięciu okazało się, że jest w sławnym szpitalu na ulicy Niekłańskiej na obserwacji z podejrzeniem pęknięcia czaszki. Na szczęście po trzech dniach obyło się bez tego i skończyło na poważnym wstrząsie mózgu.

PIŁKARZ

Od dawien dawna jestem ogromnym fanem piłki nożnej, zarówno praktycznie jak i teoretycznie, co skutkowało niesamowitą ilością godzin spędzonych zarówno przed telewizorem jak i na boisku. Mając lat około dwunastu wpadłem na bardzo błyskotliwy pomysł pokopania piłki do koszykówki. Dobrze się odbija, więc czemu nie spróbować. Grało się całkiem nieźle do czasu, aż żonglując i patrząc na nogi postanowiłem strzelić. Błąd polegał na tym, że nie zwróciłem uwagi na odległość od bramki, w związku z czym piłka szybko wróciła trafiając mnie w twarz. Następne co pamiętam to błękitne niebo poprzecinane jaskrawymi pasami (prawdopodobnie efekt uderzenia głową o asfalt i jak się później okazało wstrząśnienia mózgu). To co mnie najbardziej zdziwiło, to rozchodzące się ciepło po ustach, brodzie i szyi oraz utrata z pola widzenie nosa. Tak. Złamał się i położył na policzku, to był pierwszy raz.... Potem już tylko sprint do domu, samochód ojca, szpital na Niekłańskiej, nastawianie i niezwykłej urody zdjęcia na pierwszej komunii mojej siostry.

PIŁKARSKIEJ PRZYGODY CIĄG DALSZY

Pora na kolejny uraz w czasie uprawienia mojego ukochanego sportu. Tym razem w czasie meczu i walki w polu karnym wyskoczyłem do góry, w czym skutecznie pomógł mi kolega. Na tyle skutecznie, że twarzą uderzyłem w poprzeczkę. Po wylądowaniu, poczułem skądinąd znajomy smak krwi w ustach z rozciętej wargi. Gwoździem programu było jednak odkrycie tego, że linia zębów nie jest już idealna, bo czegoś brakuje. Brakowało. Pół jedynki zostało wyplute razem z pierwszą porcją krwi, co odkryłem na murawie... Niestety, jako że było to w późnym gimnazjum i mleczaków pozbyłem się dużo wcześniej, czekała mnie wizyta u dentysty w celu uzupełnienia braku w uzębieniu.

MASTER CUP

Wakacje między gimnazjum a liceum. Piknik na działce, pełna sielanka. Naszło nas na grę w badmintona. Po pół godziny zorganizowaliśmy prowizoryczne boisko i zaczęła się kłótnia o paletkę. Skończyło się na tym, że pękła i z braku sprzętu poszliśmy do domku. Problem zaczął się gdy odkryłem w środku dziwne szlaczki na podłodze z czerwonych plam. Poszukując źródła tego zjawiska odkryłem trzycentymetrowe rozcięcie na dłoni, automatycznie poszedłem do zlewu, pragnąc zobaczyć co odkryję po zmyciu krwi. Jak się okazało było tam coś, co się śmiesznie ruszało przy ruchach palcami. To były ścięgna, którym pozwoliłem ujrzeć światło dzienne metalowym prętem pozostałym z paletki. Na szczęście minąłem je o milimetr, dzięki czemu nadal mogę poruszać palcami...

SNAJPER

To już czasy liceum, więc przy okazji grilla piwko, drinki itd. Atrakcją tego słonecznego popołudnia był konkurs w strzelaniu z wiatrówki do puszek. Błąd leżał po stronie organizatora (pozdrowienia, Mikołaj!), bo kto to widział, żeby najpierw się napić, a później wyciągnąć broń i bawić się w żołnierzy. Drugim ogniwem tego co stało się później była moja głupota, bo stwierdziwszy, że zabawnie byłoby wsadzić komuś palec do lufy , tak też uczyniłem... Skończyło się na trafieniu, po którym zabolał mnie palec i... łydka. Tym razem palec wskazujący w lewej dłoni uległ lekkiej deformacji, a łydka została zadraśnięta przez śrut, który odbiwszy się od kości w palcu poszybował w nieznane. Strachu co niemiara, kurs do szpitala i tłumaczenie wszędzie, że rentgen pro forma, bo tak tylko sprawdzam, czy nie mam śrutu w palcu.

LE PARKOUR

Końcówka liceum. Jak zwykle wygłupy na przerwie. W pewnym momencie postanowiłem pobiec ze jednym ze znajomych, który czymś mnie poirytował, teraz nie pamiętam nawet czym. Z racji parterowej zabudowy budynku mojego liceum byłem zmuszony w pełnym biegu pokonać zakręt w lewo, w czasie którego stwierdziłem, że odbiję się od listwy na ścianie. Tak też uczyniłem. Zapomniałem tylko o metalowej framudze w drzwiach do tej części gmachu. Efektem było uderzenie i backflip. Po tych ewolucjach przysiadłem na podłodze i łapiąc się za głowę stwierdziłem, że coś, poza bólem głowy, jest nie tak. Rozchodzące się ciepło po twarzy i ramionach dało do myślenia. Spojrzałem na ręce, a tam krew, dużo krwi... Jako że nie mam jakiejś fobii poszedłem do sali, z przekonaniem, że zabiorę plecak, bo na lekcje już raczej nie wrócę. Jako eskortę dostałem do "piguły" dwóch kolegów. Bo - jak się okazało po drodze, w łazience przed lustrem - krwią zalałem twarz, ręce i pół białej koszulki, co dawało iście makabryczny efekt. Potem seria telefonów, pytań i wizyta w szpitalu, i tutaj zaskakujące pytanie ze strony zszywających mnie studentów. A widziałeś kiedyś czaszkę? Nie do końca świadom odpowiedziałem, że nie i spojrzałem w coś, co było nad moją głową, było to lusterko, a w nim... Kawałek mojej czaszki...

BASEJUMPING

Studia. Akademik. Impreza. Trochę już całkiem po wchłonięciu znacznych ilości alkoholu postanowiłem zjechać na poręczy na półpiętrze, na którym to był palarnia. Wsiadłem i nie ujechałem pół metra, bo przechyliłem się za barierkę i lecąc w dół złapałem się jeszcze sprawczyni mojego wypadku. Uderzywszy się solidnie i tracąc przytomność spadłem piętro niżej. W tym miejscu wypadałoby jeszcze wspomnieć, że w akademiku politechniki piętro ma około czterech metrów, więc upadek z takiej wysokości, nawet w pełni władz fizyczno-umysłowych, może być niezłym przeżyciem. Po tym jak na dół zbiegli koledzy odzyskałem przytomność i pierwsze co powiedziałem było "Polać mi!". To był kolejny wstrząs mózgu. Najciekawszy był jednak komentarz kolegi - wchodząc do pokoju, w którym toczyła się impreza: "Laska umarł! Ale żyje..."

by panlaska88

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 26694x | Komentarzy: 1 | Okejek: 63 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało