Libertarianizm dla Kowalskich

„All we have to see is that I don't belong to you and you don't belong to me”

W którym momencie groźba zaczyna być agresją?

1 września 2017
Neovigo:

Piszesz, że libertarianizm i PAO dopuszcza prewencję rozumianą jako wykopnięcie noża z ręki jeszcze przed zadaniem ciosu, ale OCZYWIŚCIE (wytłuszczenie moje) nie tę antynarkotykową i antynikotynową, bo ćpanie nie jest groźbą, a wyciągnięcie noża już tak.

Interesuje mnie, dlaczego to takie oczywiste, że ćpanie nie jest groźbą? A jeżeli przyjmowany jest środek psychoaktywny powodujący zwiększoną agresywność i skłonność do ataków ślepej furii? I co ze spożywaniem alkoholu i prowadzeniem pojazdów: widzisz, że kolega wypił jedno piwo i zamierza wsiąść do pojazdu - PAO powinno reagować czy jeszcze nie? A dwa piwa? Pięć? A nawalony w sztok wsiadający za kółko na czworaka? A trzy i pół piwa, ale wsiadanie odbywa się przy placu zabaw, na którym właśnie odbywa się osiedlowy festyn z udziałem kilkuletnich dzieci?

Zmierzam do tego: czy jest jakiś punkt, w którym fakt, że pito lub ćpano staje się podstawą do zakwalifikowania aktu jako groźby? Jeśli to zależy od tych lokalnych uzusów i konsensusów, to skąd określenie "oczywiście, że antynarkotykowe nie"?

Może na początek sprecyzujmy jedną rzecz: to, że groźba agresji jest agresją, nie oznacza, że groźba kradzieży jest tożsama z kradzieżą.

Kradzież jest agresją zawsze i przywrócenie ładu wymaga wyrównania ofierze wszystkich szkód (w tym np. kosztów wynajęcia PAO, które zmusi złodzieja do tego), według niektórych – z nawiązką. Np. Rothbard uważał, że celową przemoc wobec własności należy wyrównywać dwukrotnie. Tak czy inaczej, można to podjąć w niemal dowolnym momencie, np. dwa lata po kradzieży, jeśli wcześniej nie udało się (wytypować sprawcy, znaleźć sprawcy, albo nawet odnotować faktu, że zostało się okradzionym, itd.).

Co innego groźba. Groźba łamie NAP tylko tak długo, jak długo istnieje. Po jej zażegnaniu NAP przestał być łamany. Jeśli zażegnanie groźby spowodowało jakieś koszty po stronie ofiary, może ona domagać się ich wyrównania, natomiast nie ma już roszczeń o wyrównanie szkód, jakie spowodowałaby groźba, gdyby została zrealizowana. Tak naprawdę stwierdzenie „groźba łamie NAP” można rozumieć tak, że jesteś zwolniony z zakazu stosowania przemocy wobec kogoś, kto Ci grozi, ale tylko dopóki nie przestanie. To duża różnica w porównaniu z prawem pobicia złodzieja nawet kilka lat po kradzieży, jeśli bez tego nie udaje się odzyskać skradzionego mienia.

Najważniejsze jest jednak to, że groźba, żeby łamała NAP, musi być realna! Jeśli będziemy przy piwku grali sobie w SCRABBLE i po którymś z rzędu ruchu wykorzystującym szczęśliwy stojak śmiejąc się powiesz, że kiedyś mnie zamordujesz za takie ruchy, to w sensie literalnym jest to groźba, jednakże żadna odpowiedź przemocą na nią nie zostałaby uznana za uzasadnioną przez żaden libertariański sąd.

Kiedy groźba jest realna? O tym decydują niuanse i kontekst. W większości życiowych przypadków nie ma problemu z oceną, natomiast jest duży problem z ubraniem oceny w słowa. Dlatego właśnie nie zapisujemy w regułach, że „niedopuszczalne jest mówienie zdań, których semantyka jest tożsama z semantyką zdań zapowiadających śmierć odbiorcy, chyba że zdanie wypowiadane jest z głośnością o natężeniu nieprzekraczającym 15 dB z odległości nie mniejszej niż 3 metry od zamierzonego odbiorcy”. Zapisujemy, że niedopuszczalna jest agresja. To jest reguła.

Wszystko inne to kazusy.

Dlatego też nie ma miejsca na to, żeby na poziomie „ustawowym” (cudzysłów, bo organizacja społeczeństwa libertariańskiego mocno by się różniła od dzisiejszych państw, nie wiem więc, czy stanowione przez to społeczeństwo prawo należałoby nazywać zbiorem ustaw) mówić, że jakiś tam narkotyk jest zakazany. Można przecież posiadać ten narkotyk, ale go nie zażywać, można go zażywać we własnym domu, oddalonym o sto metrów od najbliższych cudzych zabudowań, można mieć organizm, który nieagresywnie reaguje na ten narkotyk… Możliwości jest mnóstwo i nikt nie potrafi przewidzieć wszystkich, a sam akt posiadania albo zażywania narkotyku nie stwarza groźby, którą można byłoby uznać za realną.

Owszem, jeśli trafi się jakaś taka wyjątkowa substancja, to być może w jakiejś społeczności wprowadzony zostanie zakaz w oparciu o przekonanie, że jednak substancja sama w sobie stwarza groźbę agresji, która jest realna. Na tej zasadzie niektórzy libertarianie dopuszczają zakaz posiadania i konstruowania w zaciszu domowym bomb atomowych albo broni biologicznej. Ale nadal nie będzie to zakaz stosowania konkretnej substancji na poziomie pseudoustawy tylko zakorzeniony uzus mówiący, że orzecznictwo lokalnych sądów uważa posiadanie tej substancji za stwarzanie realnej groźby i dlatego nie będzie karało kogoś, kto posiadaczowi da w mordę, żeby go unieszkodliwić, a substancję zabrać. No i proszę cały czas pamiętać – przemocy nie wolno stosować, gdy zagrożenie mija. Jeśli człowiek, któremu udowodni się posiadanie substancji w przeszłości, dobrowolnie się jej pozbędzie, to nie ma najmniejszych podstaw do ukarania go za udowodnioną przeszłość.

W praktyce, jak sądzę, nikt nie będzie się przejmował takimi pierdołami. Możemy sobie teraz teoretyzować, ale większość agresywnych gróźb będzie widać i człowiek naprawdę zagrożony będzie się bronił (lub będzie broniony przez kogoś trzeciego) bez wnikania, czy to narkotyki, alkohol, czy po prostu ten typ tak ma. Wydaje się to sensowne, ponieważ reaguje dokładnie na to, co jest problemem, czyli na agresję. Prewencja, czyli zapobieganie przyczynom problemu, jest o tyle kłopotliwa, że musimy znać wszystkie możliwe przyczyny konkretnego problemu, żeby mu zapobiec.

Zresztą społeczność dysponuje nieagresywnymi metodami karania zachowań, których nie akceptuje, a które nie są agresywne. Mają one zbiorczą nazwę „ostracyzmu” i polegają na tym, że nikt nie przyjmuje do wiadomości istnienia delikwenta: nie sprzedaje mu żywności, nie godzi się na korzystanie przez niego ze swoich ścieżek, itd. W odpowiednio znającej się i zwartej społeczności nawet ryzyko łamistrajków jest nieduże, bo mogą oni oberwać tym samym. W końcu delikwent musi zmienić zachowanie, wynieść się gdzie indziej, albo zaczyna np. kraść, żeby przeżyć, podkładając się pod przemoc, która wtedy jest już w pełni uzasadniona.

Myślę, że gdyby naprawdę pojawił się narkotyk o działaniu opisanym w pytaniu, to reakcja libertariańska na ten narkotyk byłaby właśnie taka. Niewykluczone zresztą, że w długofalowym efekcie zwolennicy tego narkotyku wynieśliby się na jakąś względnie izolowaną wyspę, gdzie oddawaliby się swojemu narkotycznemu szałowi, notorycznie łamiąc NAP, ale bez większego sprzeciwu jakiegokolwiek mieszkańca wyspy. Libertarianizm dopuszcza nielibertariańskie enklawy wewnątrz siebie (nawet komunistyczne squoty!) pod warunkiem, że nikt, kto tego nie chce, nie będzie wewnątrz tych enklaw przetrzymywany, oraz że agresja wewnątrz tych enklaw będzie wewnętrzną sprawą enklaw.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Słowniczek:

    Agresja – zainicjowana wobec własności (w tym: ciała) innej osoby przemoc fizyczna, groźba jej użycia lub oszustwo.

    NAP – Non-Aggression Principle = zasada nieagresji. Mówi ona, że agresja jest niedopuszczalna. Naczelna zasada libertarianizmu. Nie jest to aksjomat, bo można ją wywieść z samoposiadania i z definicji własności, ale jest bardzo wygodna jako punkt odniesienia.

    PAO – pl.: Prywatna Agencja Ochrony, en.: Pay And Observe. Prywatny odpowiednik policji i agencji ochrony w jednym, działający ochotniczo lub opłacany przez lokalną społeczność, jednostkę lub grupę ludzi.

    Samoposiadanie – inaczej samowłasność. Zasada, że każda osoba jest wyłącznym właścicielem siebie i swojego ciała. Fundament ideologiczny libertarianizmu.

  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu pietshaq
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi