Tylko kilka, może kilkanaście samochodów w historii zaistniało w ludzkiej świadomości tak mocno jak Volkswagen Typ 1. Tzw. garbus przez wiele lat był najbardziej charakterystycznym elementem na drogach całego świata - w tym także i Polski.
W 1938 roku rozpoczęła się produkcja KdF-Wagena. Nazwa, nawet jak na standardy niemieckiej estetyki, nie była zbyt chwytliwa. Dość na tym, że ludzie jej nienawidzili. Wtedy też zmieniono ją na Volkswagen, czyli pojazd dla ludu. Jeszcze w tym samym roku dziennikarze New York Timesa po raz pierwszy posłużyli się nazwą Beetle - czyli żuk. Skąd zaś pierwotne KdF? Od „Kraft durch Freude” - siła poprzez przyjemność, co - jak wszyscy wiemy - po dziś dzień przyświeca Volkswagenowi.
Garbus był pierwszym samochodem w historii, którego produkcja przekroczyła 20 milionów egzemplarzy. Przez długi czas był też najlepiej sprzedającym się Volkswagenem wszech czasów, jednak potem nastała era golfa, który w 2002 roku odebrał garbusowi palmę pierwszeństwa. Rok później, w fabryce w Meksyku, z taśm produkcyjnych zjechał ostatni egzemplarz Volkwagena Typ 1 - Beetle nr 21 529 464 stoi w muzeum VW.
Po II wojnie światowej fabryka Volkswagena w Wolfsburgu miała trafić w brytyjskie ręce. Anglicy jednak przyjrzeli się garbusowi, po czym stwierdzili, że to absurdalny pomysł, pojazd nie spełnia podstawowych założeń samochodu, jest nieatrakcyjny dla potencjalnego odbiorcy, a masowa produkcja byłaby zupełnie nieekonomicznym przedsięwzięciem. Cóż, nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy Brytyjczycy wykazali się „nosem” do interesu…
Jednym z elementów, którymi wyróżniał się garbus, był nieduży wazonik montowany na desce rozdzielczej, w którym zazwyczaj wetknięty był ozdobny kwiatek. Początkowo wazonik był porcelanowy i bardzo podobał się kobietom i zupełnie nie przypadkiem kojarzył się z ruchami hippisowskimi i flower-power. W 1998 roku, kiedy na rynek trafił New Beetle, wazonik także otrzymał nowe życie. Zrezygnowano z niego dopiero w 2011 roku, w kolejnej generacji garbusa - licząc, że uda się w ten sposób przyciągnąć także bardziej męską klientelę.
Garbus okazał się ogromnym marketingowym sukcesem - także w kwestii reklamy. Kampania „Think small”, zaproponowana w 1999 roku, została nawet okrzyknięta mianem najlepszej reklamy minionego stulecia, wyprzedzając produkcje zakrojone na znacznie większą skalę. Po raz kolejny okazało się, że w minimalizmie i prostocie siła - czym zresztą i sam Beetle zjednywał sobie zwolenników. Co ciekawe, dzisiaj pojawia się dużo reklam nawiązujących do legendarnego hasła - przy czym prezentujących dokładnie przeciwne przesłanie. Dzisiaj to „Think big” jest standardem.
Dzisiaj stare garbusy zyskują na wartości, choć jeszcze całkiem niedawno można je było kupić za kilka do kilkunastu tysięcy złotych. Wydaje się jednak, że najdroższego Volkswagena w historii kupił James Monaghan, współzałożyciel sieci Domino’s pizza, który pokusił się o zakup garbusa z 1959 roku. Sęk w tym, że zapłacił za niego swoją połową udziałów w sieci wycenianej obecnie na 300 milionów dolarów, zatrudniającej ćwierć miliona pracowników na całym świecie. I wszystko to w zamian za 700 kilogramów niemieckiego złomu…
Hippisi z całego świata są w garbusie zakochani po dziś dzień, skupując „żuki” na potęgę, odrestaurowując je i zachwycając się ich fenomenem. Sami Niemcy nie mają już o Beetle’u tak dobrego zdania. Wszystko za sprawą historycznych konotacji. Faktem jest, że Kafer, jak go nazywają, powstał na zlecenie Hitlera, w czasach, których Niemcy nie wspominają najlepiej. Garbus kosztował wtedy około 30 przeciętnych tygodniowych pensji.
Źródła: 1,
2,
3
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą