Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki XLIV - gumowe, pijackie i spożywcze

26 933  
7   30  
Niedziela. Dłuuugo czekałem na ten dzień. Ale tym razem nie o autentyki chodzi. Dziś dzień odwiedzin na miejscowej chirurgii szczękowej. Zatem odziany w odprasowane kościołowe spodnie , śnieżnobiałą koszulę i obuty w te śmieszne folijki na skarpetkach zapycham w odwiedziny do Kozaka i Charakterka.

Niese ze sobą Playboya na przeprosiny - polizać nie poliżą z tymi zadrutowanymi pyszczydłami, ale chociaż oczy nacieszą. Choć obaj w podwójnych czepkach chyba na świat przyszli - jakby drzwi od redakcyjnego schowka ciut dłuższe były to nie miałby kto wielopaków pisać... a ja miałbym oprócz trofiejnych zębów trofiejne paluchy. A teraz autentyki.

Zaczynamy od papierosów, co to je można założyć na rzeczone trofiejne paluchy (też), a debiutuje BigSoczewa:

Poszłam sobie na zakupy do mini-marketu. Stojąc przy kasie zwróciłam uwagę na opakowanie papierosów (takie nieduże i fikuśne). I moja rozmowa z ekspedientką:
- A co to za nowe papieroski? Jak się nazywają?
- "Durex" proszę pani!

(ja też lubię ten swąd przypalonej gumy, ale do tego to trzeba niestety do łóżka zaprosić napaloną osiemnastkę-nimfomankę - jest tu gdzieś takowa??)

Enderwiggin (też debiut) o tymże samym, a także o tym jak nie stracić głowy i wrobić przy okazji małżonkę w długie tłumaczenia (tym sposobem mamy czas na przeglądnięcie newsów Joe Monstera)

Pewnego pięknego dnia byłem na zakupach w markecie o wiele mówiącej nazwie Lider Szajs. Następnego dnia miałem egzamin, wiec trzeba było się zaopatrzyć w napoje energetyzujące. Stojąc sobie spokojnie w kolejce zauważyłem, ze za mną znajduje się małżeństwo z dwoma synami w koszyku. Mali bawili się jakimiś dropsami od czasu do czasu ciągnąc mnie za plecak. Rodzice w tym czasie wyładowywali cala kupę zakupów na "pas transmisyjny". Płacąc szalone cztery pięćdziesiąt zauważyłem, ze na sama gore zakupów poleciały prezerwatywy rzucone przez Męża. Oczywiście nie uszło to uwadze jednego dzieciaka, który rzucił pytaniem: "Tatusiu! A co to jest ??!". Mąż spojrzał na synka i bez mrugnięcia okiem rzucił: "Nie mam pojęcia synku. Mama chciała...".

(echhh ekscytujemy się, a to po prostu znajomi potrzebują do przystrojenia powozu na ślub)

Panie, Panowie, Kozak i Charakterek... chcecie wiedzieć, co się będzie nosić tego lata pod ubraniem?? Marlon_KTP o najnowszych trendach:

Kolega kolegi ma salon tatuażu. wiadomo, że przychodzą się wydziergać różne wynalazki, ale to jedna z najlepszych scen:
Wpada do salonu panienka, podobno całkiem fajna i mówi, że chce sobie wytatuować pod brzuchem...KOMARA!
Kolesiowi kopara opadła, dziewczę widzi jego zdziwienie i pyta:
- To nie wiesz czego symbolem jest komar? Komar przecież jest symbolem... bzykania!

(jak każda moda, i ta jest powracającą - w dawnych latach chyba na kanwie takich tatuaży powstał w nurcie piosenki studenckiej utwór, który w refrenie miał "pierd..ne muchy, i komary je#ane!!!!)

Osmoza opowiedziała nam historyjkę, która jak to bywa potwierdziła życiową prawdę, że dobry, spostrzegawczy sąsiad więcej jest wart niźli doberman:

Siostra znajomej wzięła ślub i jak to po ślubie trzeba zachować tradycje i przed wejściem do mieszkania pan młody musiał swą małżonkę na rękach ponieść... I idą tak już 2 piętro, obydwoje czerwoni, zdyszani... a żonka najbardziej...
Są już na swoim piętrze, szczęśliwi i radośni i nagle wychodzi z mieszkania obok stary menel. Patrzy na nowych sąsiadów, przygląda się czerwonej pannie młodej na rękach wybranka po czym mówi:
-Trza było tyle chlać?

(tutaj po prostu wymiękam)

A jak już chlejecie mości Panowie, to czyńcie to z głową, a potem najlepiej zasznurujcie sobie usta - jakby ktoś miał z tym problem to mogę służyć pomocą - mam już wprawę w wysyłaniu na szczękową chirurgię... historyjka Tessy:

Młodzi małżonkowie zabalowali. Jemu w główce zakurzyło... Wózek z dziecięciem prowadził slalomem, po dziurach największych w chodnikach..
Po dotarciu do domu, on po ablucjach chrapał słodko.. Ona musiała dziecię wyciszyć... Dziecię poruszone "nie swoją" godziną spanka, alboć szaleńczą jazdą po wertepach, za nic zasnąć nie chciało.. Ale wreszcie padło...
Niestety po jakichś 2 godzinach zaczęło znów marudzić.
Młoda mama trąca chrapacza - na zasadzie: teraz twoja kolej
Chrapacz przeciąga się słodko, przytula ją i mówi:
- No chodź, przytul się, Monika się zajmie małą.....
Monika??? Monika??? przecież to ja jestem Monika... do kogo ten drań mówi???

(aktualnie gość leży w połowie na szczękowej, w połowie na ogólnej po podstępnych ciosach zadanych wałkiem ciastanym)

O zaspanej także opowiada Alaister:

Oglądamy sobie kiedyś TV w pokoju koleżanek. Jedna lokatorek koleżanka wyraźnie zaspana.
Kolega ni z tego ni z owego bierze pilota,
- Natalia, do ciebie.
(Natalia przeciera oczy, bierze pilota, przykłada do ucha.)
- Słucham... MIIIIIICHAAAAAAAAAAŁ...

(to i tak szczęście że jej pilota podał, a nie dajmy na to wibrator)

Ale żeby pochlać to najpier trzeba coś nabyć. O tym a-kino-m:

Szliśmy ostatnio z moim miłym na urodzinki do znajomych i po drodze tradycyjnie wstąpiliśmy do osiedlowego spożywczaka kupić co nieco procentowego. Miły mówi:
- Proszę tą wódeczkę i coś na ząb Pani da.
Pani postawiła na ladzie tą wódeczkę i PANADOL!!!

(Muszę podnieść raban w moim osiedlowym - mi zawsze dają alkaprim...)

Pić trzeba - tako rzecze Misiek666. Jak się nie pije, to pojawia się głupawka, która...

Właśnie opanowała nasz pracowy team :
- Długopis ... gdzie jest mój długopis !
- Ja nie brałem ...
- No kurna na chwilę się odwróciłem i już go nie ma? Co za kraj...
- Tomek to pewnie Ty!
- Co Tomek! Co Tomek! Ja mam jeden swój! Czarny ... od urodzenia mam!
- Uuuuu.... to idź z tym do lekarza ....
- Czarny?? Jeszcze Ci nie odpadł ?
- He .. chwalipięta ...

(studenci - brońcie się a szybko. Misiek podobno ma jakieś wolne etaty - gdzież wam będzie lepiej na stażu...)

Siła reklamy jest powalająca. Nawet obcokrajowców, o czym pisze biko:

Jadę wczoraj z niejakim Jeffem, kanadyjczykiem pracującym w Polsce chwilowo i gaworzymy niewinnie o naszych krajach; w pewnej chwili pytam go, jak długo istnieje Kanada, on odpowiada:
- od 1867 roku.
i po chwili dodaje:
- wy już wtedy warzyliście piwo Tyskie...

(co tam Tyskie, mój pradziadek to już wtedy potrafił kobitki w trzech wsiach w jeden wieczór...a nieważne zresztą, rower miał...)

To jeszcze coś z zagranicy - od Kociary:

Mój znajomy swego czasu był na kontrakcie w Libii. Były to czasy, w których jeździło tam wielu Polaków, a po stolicy tego pięknego kraju biegał mały Murzynek-pucybucik. Chłopczyk bezbłędnie rozpoznawał w tłumie Polaka, podbiegał do niego ze swoimi szczoteczkami i z szerokim uśmiechem pytał:
- Ciścić ci śpieldalać?

(potem jak był starszy dodawał: "Ribka lubi pliwać. Pij pier#olony beduinie!!!")

I przechodzimy w cykl spożywczy. Będzemy pić, ale wodę od Miśka666:

Znajomy mi opowiedział.
Pracuje w takiej firemce, która się zajmuje dostarczaniem wody do firm i prywatnych odbiorców. Kojarzycie ... takie butle 17.5 litra wstawiane w dozowniki ...
No i kumpel opowiada jak to kiedyś jedna partia wody została wypuszczona z wadą .. tzn. nie tyle wadą co nie została prawidłowo przefiltrowana. Do spożycia się oczywiście nadawała ale problemem było to, że jak trochę postała to w butli wytrącał się taki zielonkawy osad ... dosyć widoczny
Jeden z dostawców pojechał do prywatnego klienta. Nie miał pojęcia o tym że taka partia wody wyszła z firmy. Wziął butlę na plecy i wszedł do mieszkania odbiorcy.
A klient tak się przygląda tej butli, przygląda i mówi :
- Panie ! A co ta woda taka zielona???!!!
A dostawca na to (nawet mu powieka nie drgnęła):
- A to Pan nie zamawiał z kiwi? Zaraz wymienię na zwykłą...

(a jakby była niebieska to co by rzekł? To pan nie zamawiał atramentu??)

Zakąsimy serkiem dostarczonym przez kolleck’a (wrażliwi nie czytać):

A propos mleczarstwa, miałem kiedyś przyjemność zetknąć się z tym tematem, jako marketingowiec. Byliśmy na którychś tam targach z kolei. Dla lajkoników info jest takie, że przedstawiciele wiodących na rynku firm nie szczędzą sobie złośliwości zarówno na samych targach jak i przy wódce w hotelu czy na przeróżnych przyjęciach. Mistrzostwem świata jednak jest jak potrafią nabijać się ze swoich sloganów reklamowych. Z ZOTT-a śmieją się, że rozkosz extra dużego itp.
Jednak legendą owiana jest już historia, gdy na targach w kiblu spotkało się akurat paru przedstawicieli firm, czekając w kolejce do sracza. W tym moja skromna osoba. Jeden z przedstawicieli chyba nawet wspomnianego ZOTT-a wszedł jako kolejny i nagle słychać coś takiego:
Pruuuuut!!!! (odgłos ekskrementów spadających do klopa)
- Mmmmm, Danone... (temacik śpiewany w reklamówkach tej firmy)

(to musiał być duży Danio...)

A ktoś ma ochotę na pizzę? Ja za sprawą Maciexa już nie. I wam też nie polecam (wrażliwi odejść od monitorów)

Siedzieliśmy na uczelni i uczyliśmy się przed kołem z matmy. Szliśmy do sklepiku, a koleżanka, nazwijmy ją hipotetycznie Karolina, chciała mini-pizzę na ciepło celem dalszej konsumpcji górnymi drogami oddechowymi (słyszałem o wciąganiu rzeczy nosem, ale żeby pizzę...?). Koledzy zaoferowali pomoc. Jak postanowili tak zrobili, pizzę dostarczyli. Z sosem. (Z kronikarskiego obowiązku dodam, że dość pikantnym.) Koleżanka Karolina skosztowała... po czym poczęła ciężko nabierać powietrze chciwymi haustami (jakby ją paliło w przełyku intensywnie). I w tym momencie padła konkluzja ze strony kolegi: "A mówiłem, żeby jej do tego nie charać..."
Na szczęście nie usłyszała (chyba).

(usłyszała, usłyszała... echhh te animozje między płcią męską a damską... to charanie do pizzy, to szczanie do piwa...)

I na koniec aby zatrzeć złe wrażenie sytuacyjno-makabryczny od Asmodeana (wczujcie się w rolę)

W zakładzie patomorfologii akademii medycznej, w której się kształciłem, zatrudniony był pan Tadzio- technik, wykonujący "wstępną obróbkę" zwłok, które potem kroił patomorfolog. Pewnego dnia podczas zajęć pan Tadzio zrobił co do niego należało i poszedł sobie, a do roboty wziął się profesor. Studenci, wśród nich mój kolega Michał, stali wokół stołu i apatycznie gapili się na rękodzieło. W pewnym momencie koleżanka stojąca za Michałem dotknęła jego karku zimną ręką. Michał podskoczył jak ukłuty w tyłek, odwrócił się, a gdy zorientował się co się stało wyznał głośnym szeptem: "Myślałem, że mnie pan Tadzio nerką dotknął!"

I na tym dziś koniec. Lecę do Kozaka i Charakterka, zanim pan Tadzio się do nich dobierze... no i oczywiście aby obejrzeć te siostry niejednokrotnie na nich położone... może tego Playboya to niepotrzebnie dźwigam?
Spotkamy się za tydzień - oczywiście pod warunkiem, że znów zasilicie nasze mięsne kawałki takimi perełkami...:}}}


Oglądany: 26933x | Komentarzy: 30 | Okejek: 7 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało