Dziś o dwóch podwózkach, rozwiązywaniu krzyżówki, nazwisku Grzegorza oraz o sporym kieliszku na wino.
ROWEROWE PRZYGODYPech, jak to zazwyczaj bywa, dopada nas niespodziewanie. Na szczęście czasem znajdą się dobre dusze, które pomogą nam złagodzić efekt czarnego kota czy też wręcz spowodować, iż efekt ów zostanie zniwelowany. Choć z drugiej strony efekty takiej pomocy mogą mieć nieobliczalne skutki.
Oto rowerzysta. Wracający do domu z uśmiechem na ustach, żwawo pedałujący, radosny, bo to i słoneczko świeci, i ptaszki ćwierkają, i lekki zefirek powiewa. I kiedy do przepedałowania zostaje raptem kilka kilometrów, dopada go pech. Łańcuch pęka, rower się zatrzymuje a z ust rowerzysty padają słowa zupełnie nieadekwatne do cytując klasyka jakże pięknych okoliczności przyrody.
Ale nagle perspektywa prowadzenia roweru przez kilka kilometrów staje się nieaktualna, bo na horyzoncie pojawia się samochód. Nie byle jaki to samochód, bo za kierownicą siedzi kumpel. A kumpel, jak to kumpel, w biedzie nie opuści.
No i zabrali się razem. Ponieważ samochód mały, kierowca jedzie wolniutko, a pechowy rowerzysta, opuściwszy szybę, prawą ręką trzyma kierownicę roweru i prowadzi go obok samochodu. Pojazd się toczy, muzyka umc umc umc poraża swym przesłaniem i inteligentnym tekstem całą wieś.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą